Chciałam coś napisać o odwadze. Ostatnio w moim życiu zadziało się coś z czym musiałam się zmierzyć. Ale to co było zewnętrzną postacią było niczym w porównaniu z lękami jakie miałam zanim to się wydarzyło. I moja odwaga musiała się zbudować najpierw wewnętrznie, zanim byłam w stanie spotkać się z tym…
Walka toczyła się zawzięta między moją determinacją aby się nie poddać, a wszystkimi „przeciwnikami”, którzy atakowali wszystkie słabe punkty we mnie, czyli lękami przed porażką, zwątpieniem we własne siły, nadmierną empatią na to co chcą inni, chęcią porzucenia walki i ucieczki do spokojnego, bezpiecznego życia…
I strach był dla mnie tak namacalny, że z całej siły musiałam opierać się myślom, które siały zwątpienie, czy podsuwały wycofanie się jako najlepsze rozwiązanie.
Potraktowanie tej sytuacji jako wyzwania pomagało mi aby skupić się przede wszystkim na tym co mogę zrobić zamiast oglądać się za siebie, czy słuchać sabotujących myśli podważających sens wszystkiego. Postanowiłam robić swoje a resztę zostawić w rękach Boga. Bo na pewne rzeczy nie mamy wpływu i najlepsze co możemy zrobić to zaufać, że On poprowadzi to w najbardziej doskonały sposób.
Odwaga połączyła się u mnie z beztroską dziecka, które ufa Ojcu i wie, że nikt nie może go skrzywdzić. I dlatego jedno z trudniejszych doświadczeń w moim życiu przeszłam spokojnie, bez nieprzespanych nocy czy niepotrzebnego napięcia.
A poza tym dużo nauczyłam się o sobie i stałam się silniejsza. Więc było warto…