Głębiny człowieka

W każdym z nas jest głębia, wewnętrzny człowiek, tylko wiele osób nie ma z nim kontaktu, nie rozumie czym to jest, albo czuje tylko umęczenie wewnętrzne. Ta przestrzeń przez psychologię nazywana jest podświadomością. Ale tak naprawdę jest czymś dużo głębszym – jest istotą za którą jesteśmy odpowiedzialni . I nie chodzi o to aby ją wytresować i wycisnąć z niej jak najwięcej korzyści, supermocy, czy wykorzystać jej potęgę do tworzenia bogactwa i władzy. To jest szatańskie myślenie. I tak naprawdę to właśnie robi szatan z naszą naturą podświadomą.

A my jesteśmy po to aby ją właśnie z tego wydobyć. Aby ją wyzwolić z tego udręczenia, bólu i zniewolenia. Abyśmy przestali robić to co „jest silniejsze od nas”, czyli ulegać emocjom, wzburzeniom, złościom, lękom, przemocy wewnętrznej i zewnętrznej. I abyśmy wprowadzili porządek w naszą naturę wewnętrzną, wyzwolili ją spod władzy ducha chaosu i pustki. A inaczej się to nie stanie jak tylko przez Chrystusa. Tylko On jest w stanie zejść tam do głębin i zapanować całkowicie nad ciemnością.

Gdy ludzie sami otwierają różnymi technikami swoje głębiny, w poszukiwaniu mocy i władzy, to w najlepszym razie zostają poszarpani przez tą ciemność, którą mają w środku, a w najgorszym – przejęci przez nią zupełnie, tak że zaczynają świadomie współpracować ze złem.

Tak jak szatan jest przebiegły i sprytny, i potrafi stwarzać iluzje i zwodzić tak, że nawet się nie spostrzeżemy – tak Chrystus jest prawdą, która odsłania wszelkie kłamstwa i złudzenia; i pokonuje te wszystkie programy umysłu, uwarunkowania przodków, i wszystko to co ogranicza nasz prawdziwy potencjał.

Dopiero w Bogu, w Chrystusie, odnajdujemy to kim naprawdę jesteśmy, jak potężną wielowymiarową istotą jest prawdziwy Człowiek. I odnajdujemy nasz prawdziwy cel, dla którego jesteśmy tutaj na Ziemi. I wreszcie zaczynamy wykonywać tą pracę, do której zostaliśmy posłani.

Akcja „koronawirus” czyli ucisk uciśnionych

Człowiek od stuleci jest uciskany duchowo. Nieustannie odbywają się zamachy na naturę duchową człowieka, aby mu ją koniecznie odebrać, nieustannie jest on sprowadzany do istnienia w naturze cielesnej i nie jest tego kompletnie świadomy. Ale ci, którzy wiedzą o duchowej potędze i sile prawdziwego człowieka robią wszystko, aby siedział zamknięty pod kluczem w klatce swojej cielesnej tożsamości, aby mieć władzę nad nim i czerpać z duchowej siły,którą człowiek posiada i zaprząc ją do realizacji swoich celów.

Kiedy prawda o duchowej tożsamości człowieka, o jego duchowym celu i sensie życia, zaczęła z całą mocą wypływać na światło dzienne, a w duchowej przestrzeni nastąpiło ożywienie i przebudzanie się świadomości człowieka, który dojrzał do zrzucenia pęt niewoli, przyjęcia wolności odkupienia, natychmiast nastąpił odwet sił ciemności. Wielka akcja i larum: Trzeba powstrzymać duchowe przebudzenie! Wymknie nam się ten, z którego życia i siły czerpaliśmy. Trzeba umocnić zagrodę, aby nie wydostali się ci, którzy jeszcze jej nie opuścili i zawrócić tych, którzy znaleźli wyjście i są niebezpieczni, bo mogą pociągnąć innych. Jak się zapędza do zagrody i trzyma pod kluczem?

Czytaj dalej „Akcja „koronawirus” czyli ucisk uciśnionych”

Nie bać się jutra

Ta sytuacja z pandemią nauczyła mnie jednego: ABY SIĘ NIE BAĆ. Bo na wiele rzeczy możemy nie mieć wpływu, ale możemy wybrać to jak na nie zareagujemy. Jeżeli będziemy ciągle słuchać wiadomości o tym co się strasznego dzieje na świecie i „co nam grozi” – to karmimy lęk i on cały czas rośnie i osadza się. Nawet gdy wydaje się, że lepiej wiedzieć wcześniej aby być na wszystko przygotowanym – to też bierze się z lęku przed tym „co może się wydarzyć”. A przecież wcale tak nie musi być!

Gdy skupiamy się na katastroficznych prognozach, których pełno w mediach głównego nurtu, ale też tych alternatywnych, bo takie informacje najlepiej się sprzedają i przyciągają uwagę. Więc gdy nimi żyjemy, wciąż śledzimy, wyszukujemy najnowsze wpisy, chcemy wiedzieć jak najwięcej – to wszystko stwarza napięcie i stres. A gdy taka sytuacja trwa dłużej, to poziom naszych sił życiowych i odporność spada drastycznie. I paradoksalnie to przed czym chcieliśmy się chronić, to właśnie wzmacniamy.

Dlatego wybieram to aby nie martwić się na zapas, nie bać się jutra, bo choćby nie wiem jak straszne się wydawało, to może się okazać, że będzie zupełnie inaczej. Dlatego lepiej żyć tą chwilą, w której właśnie jesteśmy, cieszyć się drobiazgami, doceniać to co mamy, i każdy przejaw piękna i dobra wokół nas. A gdy nasza świadomość łączy się z tym, to też więcej tego przyciągamy. Ja wybieram to co dzieje się tu i teraz we mnie, wokół mnie, otwierając się na te wszystkie chwile i możliwości, które po prostu są.

Ale przede wszystkim nie boję się, bo wierzę, że nie jestem tylko ciałem, ale duszą. I że Bóg Ojciec jest większy niż całe zło na tej Ziemi, a jeśli dopuszcza do tego aby tak się działo to tylko po to aby zło dopełniło swojej miary, a świętość objawiła się w pełni – jak to jest powiedziane w Ap. 21:

11 Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi,
i plugawy niech się jeszcze splugawi,
a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość,
a święty niechaj się jeszcze uświęci!
12 Oto przyjdę niebawem,
a moja zapłata jest ze mną,
by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca.

Spojrzenie karmiące

Ktoś mądry powiedział, że gdy widzisz człowiek takim jaki on jest, czynisz go gorszym; gdy widzisz go takim jaki może być, czynisz go lepszym. Czyli nasze spojrzenie ma moc wydobywania potencjału, wzmacniania w ludziach tego co w nich najlepsze. Albo gdy skupiamy się na krytyce i obwinianiu, wtedy wzmacniamy to co negatywne i trudne.

Nasze słowa mają moc, nasze myśli mają moc i samo spojrzenie też może dużo zmienić. Najłatwiej zobaczyć to na przykładzie dzieci; jeśli jedno z nich wciąż się je upomina, karci, krytykuje, ocenia, a drugie zachęca, wspiera, docenia, chwali – to od razu widzimy jak to się przekłada na ich zdanie o sobie, o swoich zdolnościach, i na wiarę w siebie lub jej brak.

To co jest karmione wzrasta i staje się silne. Jakim byłby świat i ludzie wokół nas gdybyśmy zamiast wciąż oskarżać, patrzyli na nich tylko z miłością?

Własna droga

1P1180456Lubię w sobie moje małe niedoskonałości. Lubię to, że nie muszę być idealna. Mogę sobie być zwyczajna, a czasami niezwyczajna, a nawet dziwna. I nie musi się to nikomu podobać. Wystarczy, że ja czuję się w tym dobrze i jest to zgodne ze mną.

Bo tak naprawdę to każdy człowiek ma swoje własne życie i to on na końcu będzie odpowiedzialny za jego kształt, za wybory jakie dokonał, i to czy zrealizował swój potencjał z jakim przyszedł na ten świat.

I nieważne jak bardzo inni ludzie próbują wpływać na nasze życie i czy im się ono podoba lub nie, oraz jak chcieliby abyśmy zmienili się aby spełnić ich oczekiwania, to i tak okazuje się, że to od nas zależy czy się im podporządkujemy czy wybierzemy własną drogę.

Bo wolność jest czymś bardzo cennym. Nawet jeśli zewnętrznie jesteśmy ograniczeni, to zawsze mamy możliwość aby być wolnymi w środku; aby myśleć niezależnie i wybierać to jak się czujemy w tej sytuacji, jak ją postrzegamy. Gdy odnajdujemy sens i wiarę to wszystko się zmienia, nawet jeśli fizycznie nie od razu jest to dostrzegalne.

Paradoksalnie, akceptując to czego nie możemy zmienić, przestajemy z tym walczyć i opierać się temu czego nie znamy i nie rozumiemy. I wtedy często to się zmienia… a w każdym razie na pewno przestajemy patrzeć na to jak na przytłaczający problem.

O wyznaczaniu granic

WydmyMuszę coś napisać o wyznaczaniu granic, bo temat wywołuje dużo kontrowersji wśród moich znajomych. Niektórym kojarzy się to z dyscypliną, kontrolą, stosowaniem kolejnych technik, albo egoizmem, bo nie pozwalamy innym na wszystko.

Ale tak naprawdę granice dają niezbędną stabilność, bo czujemy się bezpieczni jeśli mamy jasno określone zasady i jesteśmy im wierni.

Jeśli są spójne z nami i naszymi najwyższymi wartościami to nie zagubimy się, bo mamy jakieś wyznaczniki, sygnały awaryjne gdy zejdziemy ze szlaku.

Do wyznaczania mądrych granic potrzebna jest znajomość siebie, tego co cenimy, czego nie chcemy stracić, jak również tego na co nie zgadzamy się i czego nie chcemy urzeczywistniać w naszym życiu.

Jasne wyznaczanie swoich granic to sztuka, a nie tylko asertywność. Bo chodzi o to aby dać sobie prawo mówienia „Nie” i niespełniania oczekiwań innych ludzi, jednocześnie nie raniąc ich.

To my przeżywamy nasze życie i nadajemy jemu kształt. A wyznaczanie granic temu właśnie służy i dlatego jest przejawem naszej wolności. Tak to odczuwam. I dlatego cenię moje granice i nie jest to egoizmem. A nawet przeciwnie, dla mnie jest to głęboki wyraz miłości i szacunku do siebie i innych ludzi.

Morze …

img_20160922_131447Morze ma w sobie jakiś bezkres. I to, że znika gdzieś horyzont a niebo jest szersze niż gdziekolwiek indziej. I fale, które przychodzą znikąd i rozbijają się o brzeg.

I woda, która zmywa z nas całe znużenie, zmęczenie miastem i światem. Nagle wchodząc w zasoloną, czystą i zimną wodę morską doświadczam jak znowu staję się jednym z naturą. Rozpuszczają się wszelkie myśli, a bezkres morza wycisza wszystko co było jeszcze przed chwilą niespokojne.

Czuję zanurzenie w zupełnie nowej przestrzeni, czymś potężnym, co od wieków jest i oddycha przypływami i odpływami. Żyje naturalnym, odwiecznym rytmem. Poza czasem, poza strukturami tego świata. Poza wszystkim co znane.

morze1

Wyjść naprzeciw temu co nieoswojone i nieznane

15285472359_caca8b34c2_oTak przyjrzałam się moim strefom komfortu i tym wszystkim miejscom, w których czuję się bezpiecznie, dobrze, pewnie. I jest przyjemnie być w tym co znajome, spotykać się z ludźmi, którzy myślą podobnie, mają podobne zainteresowania i wyznają zbliżone wartości.

Tylko że trochę usypiam i nie poszerzają się moje granice, bo wydaje mi się, że wszystko już wiem i nie konfrontuję tej wiedzy z innym punktem widzenia. Nie wychodząc poza to co przyjemne i oswojone i łatwe dla mnie,  nie pozwalam aby przyszło do mojego życia coś zupełnie nowego.

I dopiero wchodząc w to co nieznane, czasami niewygodne, trudne, dopiero wtedy pozwalam aby weszła w moje życie nowa jakość. Bo każde doświadczenie spoza strefy komfortu ubogaca nas i otwiera nowe możliwości. I rozwija.

Oczywiście wiąże się to z tym, że ocieram się o moje największe blokady. Jak strażnicy progu wychodzą moje lęki i wszystko to co chciałoby zatrzymać mnie przy starym. Lęki, że nie dam rady, że jestem za słaba, że się nie nadaję do tego, że coś mi się stanie, że poniosę porażkę, albo że właśnie odniosę sukces, ale stanę się kimś kim nigdy nie chciałabym być, itd…

Ale jeśli nie ulegnę lękom, jeśli wytrwam, nie poddam się zwątpieniu i tym wszystkim sabotującym wewnętrznym głosom, to przechodzę przez ten próg. I to co wydawało się takie przerażające po tamtej stronie, z tego nowego miejsca nagle okazuje się łatwe i proste. I horyzont przesunął się dalej. Poszerzyło się moje spojrzenie…

Tęsknota za prawdziwością

sand-768783_1920Znowu tęsknię za pustynią. Nie tyle za ciszą, czy samotnością co za wyjściem poza zgiełk, powierzchowność, przeciętność. Mam dosyć bylejakości w relacjach. Mam dosyć spotkań, które boją się być głębokie, dosyć przyjaźni, które nie są do końca autentyczne i szczere. Dosyć iluzji i wyobrażeń.

Tęsknię za tym co prawdziwe, co angażuje się całe, nie jest obojętne. Nie jest letnie, ale właśnie zimne albo gorące. Szukam w ludziach i sobie tej odwagi, która pozwala być do końca sobą, bez zakładania masek, dopasowywania się do jakiejś roli czy wizerunku. Szukam spotkań w których przestajemy udawać kogoś kim nie jesteśmy. Szukam głębi…

Porażki

beach-sea-sand-treeCzasami jeszcze wraca do mnie temat normalności (szczególnie wtedy gdy moja mama życzy mi aby wreszcie wszystko mi się poukładało w życiu i abym żyła tak jak wszyscy). Tylko że ja nie chciałabym być w taki sposób „normalna”. „Normalni” ludzie najczęściej pozostają przy tym co społecznie akceptowane, uciekają od tego co trudne i stwarzają pozory, że wszystko jest idealne w ich życiu. Nie przyznają się do porażek, nie zaglądają głębiej w siebie, nie szukają przyczyn, żyją przyjemnościami i najczęściej tak powierzchownie.

A ja myślę, że gdyby nie te wszystkie trudne zdarzenia jakie miałam w swoim życiu, to nie byłabym w tym miejscu w którym jestem teraz. Gdyby nie one, nie rozumiałabym ludzi, którzy doświadczyli odrzucenia, bólu, straty, samotności, bezradności, panicznych lęków czy chwil depresji. W tych wszystkich słabościach, niedoskonałościach i niedopasowaniu do społeczeństwa była głębia i siła do odkrycia. Te wszystkie niechciane, nielubiane i odrzucane części mnie samej dopominały się mojej uwagi i czekały na zintegrowanie i moją miłość.

I moja praca wewnętrzna włożona w to aby to ziarno wyrosło, aby jak najwięcej zrozumieć i wydobyć sens z tych zdarzeń i emocji – to wszystko spowodowało, że mogę teraz czerpać z owoców tego wszystkiego co się wydarzyło w moim życiu.  A to jest bardzo cenne i bardzo mnie otwiera na innych ludzi. I daje mi siłę i mądrość wojownika, bo nie boję się już swoich emocji ani tego co może mi się jeszcze przydarzyć. Bo nic nie dzieje się przypadkiem, we wszystkim co nas spotyka jest ukryty sens i mądrość. Warto ich poszukać…