Wołanie pustyni

Czuję jak woła mnie pustynia, z dala od zgiełku, z dala od zmysłowości, z dala od blichtru i chaosu świata. Woła mnie cichym głosem i kieruje do wnętrza, tam gdzie jest to co prawdziwe, autentyczne, nieskażone, niewinne, żywe…

Wsłuchuję się w głos, który mówi mi o miłości. O tym żeby nie szukać jej rozpamiętując przeszłość, ani martwiąc się o przyszłość, ale zanurzyć się w tym co dzieje się właśnie teraz.

I aby nie mieć oczekiwań, ani wyobrażeń jak to może wyglądać, ale otworzyć się na to czego jeszcze nie znam, co wykracza poza moje rozumienie i wszystko czego doświadczyłam do tej pory.

To tak jak podróż na nieznane wody, a jednocześnie gdzieś głęboko czuję, że wracam do domu, do miejsca które jest mi bliskie i które pamięta moja dusza. Bliskie a równocześnie nieznane… pełne uczuć dotykających mojego serca i budzących je do życia…

Sprawy ciała a sprawy duszy

Nie jesteśmy tym ciałem, nie jesteśmy tym co posiadamy, nie określają nas stopnie naukowe, ani kraj z którego pochodzimy, ani pesel, ani nasze choroby. Mieszkamy w tym ciele, ale jesteśmy istotą duchową stworzona na wzór i podobieństwo Boga żywego, mamy w sobie potencjał, który jest uśpiony.

Ale ludzie zamiast przejawiać potęgę, doskonałość i mądrość duszy uwikłali się w sprawy tego świata, uzależnili się od pragnień ziemskich i żyją tym co chce ciało. I to jest bardzo ograniczające. Ich potrzeby to przetrwanie, zwiększanie swojego komfortu i wygody, obliczanie co się opłaca a co nie, zaspokajanie konsumpcji i próżności, oraz całej zmysłowości, gromadzenie wszystkiego, kontrolowanie każdego aspektu życia – panowanie i władza, zysk i pieniądz. To wszystko są sprawy tylko ziemskie, które podporządkowują duszę i siły duchowe aby realizowały tylko pragnienia i plany egoistycznej natury.

Ale gdy pamiętamy, że jesteśmy duszą, to mimo że wykonujemy te same czynności to są one z innego miejsca, przejawia się przez nie miłość, opanowanie, łagodność, są wypełnione uczuciem do Boga i do drugiego człowieka. Wszystko nabiera innego sensu, przestaje być takie ciężkie i trudne, bo zmienia się powód dla którego istniejemy. Zmienia się wszystko i ciało również z tego korzysta, bo staje się zrównoważone, spokojne, zdrowe. Gdy jest nadrzędność duszy nad ciałem to znika napięcie, znój, przemoc wewnętrzna, gwałtowność, depresja, niepokój, bojaźliwość, chaos, nienawiść, pycha.

A jednocześnie nadal mamy tą samą rodzinę, chodzimy do tej samej pracy, mamy swoje obowiązki, ale jest inna jakość tego wszystkiego. Przestaje być ważne „ile” robimy, a istotne jest „jak” to robimy.

Lęk przed nieznanym

Poczułam niepokój. Taki bez powodu. I pomyślałam, że zamiast zastanawiać się skąd ten lęk i racjonalizować dlaczego nie muszę się bać, to ja już na początku zaufam, że jestem bezpieczna, że nic złego nie może mi się stać. I że wszystko co przychodzi jest dla mnie praca, zadaniem, doświadczeniem i próbą od Boga po to abym wzrastała i przejawiała w moim życiu coraz większą doskonałość.

I okazało się, że ten niepokój, który czułam był lękiem przed nieznanym, przed sytuacją, która wychodziła poza moją strefę komfortu, natomiast sama w sobie nie była ani dobra ani zła. Ale przecież każdy progres, każda zmiana jaką wymusza na nas życie jest zagrożeniem dla ustalonego wcześniej w nas porządku i zastałej rzeczywistości. Wszystko co podważa ten ugruntowany w nas przez lata, albo nawet pokolenia, stan rzeczy jest postrzegane przez nasze ego jako niebezpieczeństwo. A tymczasem często staje się najlepszym co mogło nas spotkać, tylko dostrzegamy to dopiero po pewnym czasie.

Życie dotyka nas w najbardziej niespodziewany sposób i wymusza porzucenie starego myślenia, poglądów, przekonań, rutyny. Wprowadza ruch, świeżość. Wprowadza to czego nie znamy i nie rozumiemy, ale właśnie to najbardziej nas wzbogaca, rozwija, i powoduje, że przekraczamy dotychczasowe granice samych siebie, poszerzamy swoje możliwości, zmieniamy perspektywę naszego spojrzenia.

Więc tak naprawdę ten mój niepokój wskazywał na ważną zmianę w moim życiu. A to że zaufałam, że jestem bezpieczna, spowodowało to, że przeszłam to łagodniej i szybciej znalazłam się w Nowym…

Człowieczeństwo

Ostatnio coraz częściej pojawia mi się temat człowieczeństwa. Gdy rozglądam się wokół i widzę jak dla zysku ludzie ludziom są w stanie zrobić najgorsze rzeczy, gdy nic nie znaczą dla nich prawda, przyjaźń, dobro, miłość, współczucie, pomoc słabszym – to aż nie mogę uwierzyć, że nazywają siebie jeszcze ludźmi.

I gdy widzę co zrobili ze światem; jak jest pełen kłamstwa, korupcji, egoizmu, przemocy, niesprawiedliwości, obłudy, zdeprawowania, nadużywania władzy – to gdy porównam to z naukami Chrystusa, to ukazuje się inny świat, zupełnie przeciwny do tego ziemskiego. Jest to świat praw Bożych; miłości, prawdy, wolności. Jest to świat gdzie nie ma przemocy, zemsty, wyzysku słabszych, wojen i wzbudzania strachu. Nie ma zniewolenia, manipulacji świadomością, nie ma zwodzenia, fałszu, obłudy. Nie ma też udręczania poczuciem winy, niepokojami, czy demonami przeszłości.

Przychodzi nowe życie, nowa tożsamość, nowe postrzeganie. A nie porzucamy przecież rodziny, pracy, czy miejsca zamieszkania. Ten nowy świat ma się zadziać właśnie w tym miejscu gdzie jesteśmy, w tych relacjach w jakich jesteśmy.

Wszystko jest przywracane do właściwego stanu równowagi, to co chore jest uzdrawiane, to co cierpi i jest udręczone doznaje pocieszenia, to co było w chaosie zaczyna porządkować się, to co błądziło zaczyna odnajdywać drogę. Zamiast emocji i skupienia na sobie – pojawiają się uczucia i zdolność do poświęceń. Gdy my się zmieniamy, świat zmienia się również wokół nas.

I to jest dla mnie prawdziwe człowieczeństwo. Doskonałość bycia człowiekiem.

Zwyczajne życie w niezwyczajny sposób

Tak zastanowiłam się czym jest życie życiem zwyczajnym w niezwyczajny sposób. Bo przecież tak naprawdę w życiu nie chodzi o to aby dokonać spektakularnych rzeczy, aby mieć co opowiadać, albo napisać książkę, czy aby stać się kimś, zasłużyć na podziw i szacunek potomnych. W zwyczajnym niezwyczajnym życiu chodzi o prostotę.

O to aby być dobrym gdy nikt nie widzi i nie będzie wdzięczny. Aby dawać z siebie wszystko nawet jeśli nikt tego nie doceni. Aby nie przestawać wierzyć i mieć nadzieję, nawet jeśli wszystko wskazuje, że czas się poddać. Aby wygoda i dbanie o swoje interesy przestały być wyznacznikiem i celem. I aby zapomnieć o tym jak wszystko wydaje się wyglądać na zewnątrz i co myślą o nas inni ludzie, a postąpić tak jak czujemy sercem.

I nie oczekiwać za to orderów, ani popularności, ani lepszego traktowania. Tak naprawdę może się okazać, że właśnie takim działaniem narażamy się tym, dla których jest to niewygodne; mogą nas za to znienawidzić, grozić nam, czy niesprawiedliwie oskarżać.

Ale i tak to mamy robić. Bo warto. Bo człowiek jest wart życia. Życia, które ma sens i głębię, które kieruje się miłością, prawdą, odwagą. Bo inni ludzie też potrzebują takiego życia. Dającego i troszczącego się o drugiego człowieka zamiast liczenia zysków i strat. Zwyczajnego życia w niezwyczajny sposób.

Nie bać się jutra

Ta sytuacja z pandemią nauczyła mnie jednego: ABY SIĘ NIE BAĆ. Bo na wiele rzeczy możemy nie mieć wpływu, ale możemy wybrać to jak na nie zareagujemy. Jeżeli będziemy ciągle słuchać wiadomości o tym co się strasznego dzieje na świecie i „co nam grozi” – to karmimy lęk i on cały czas rośnie i osadza się. Nawet gdy wydaje się, że lepiej wiedzieć wcześniej aby być na wszystko przygotowanym – to też bierze się z lęku przed tym „co może się wydarzyć”. A przecież wcale tak nie musi być!

Gdy skupiamy się na katastroficznych prognozach, których pełno w mediach głównego nurtu, ale też tych alternatywnych, bo takie informacje najlepiej się sprzedają i przyciągają uwagę. Więc gdy nimi żyjemy, wciąż śledzimy, wyszukujemy najnowsze wpisy, chcemy wiedzieć jak najwięcej – to wszystko stwarza napięcie i stres. A gdy taka sytuacja trwa dłużej, to poziom naszych sił życiowych i odporność spada drastycznie. I paradoksalnie to przed czym chcieliśmy się chronić, to właśnie wzmacniamy.

Dlatego wybieram to aby nie martwić się na zapas, nie bać się jutra, bo choćby nie wiem jak straszne się wydawało, to może się okazać, że będzie zupełnie inaczej. Dlatego lepiej żyć tą chwilą, w której właśnie jesteśmy, cieszyć się drobiazgami, doceniać to co mamy, i każdy przejaw piękna i dobra wokół nas. A gdy nasza świadomość łączy się z tym, to też więcej tego przyciągamy. Ja wybieram to co dzieje się tu i teraz we mnie, wokół mnie, otwierając się na te wszystkie chwile i możliwości, które po prostu są.

Ale przede wszystkim nie boję się, bo wierzę, że nie jestem tylko ciałem, ale duszą. I że Bóg Ojciec jest większy niż całe zło na tej Ziemi, a jeśli dopuszcza do tego aby tak się działo to tylko po to aby zło dopełniło swojej miary, a świętość objawiła się w pełni – jak to jest powiedziane w Ap. 21:

11 Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi,
i plugawy niech się jeszcze splugawi,
a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość,
a święty niechaj się jeszcze uświęci!
12 Oto przyjdę niebawem,
a moja zapłata jest ze mną,
by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca.

Panika

Najgorsza jest w tym wszystkim panika. To że ludzie przestają myśleć logicznie, a zaczynają żyć lękiem o przetrwanie. Zamykają się w sobie, zamykają się na innych, myślą tylko o swoim przetrwaniu. Już sama energia takiego lęku o życie sprawia, że opuszczają człowieka siły życiowe i staje się też bardziej podatny na stres i wszelkie choroby. A umysł popada w obsesję szukania wciąż nowych informacji o tym czego się boi, karmi się tym wszystkim co go straszy i lubi straszyć innych.

A przecież można to wszystko robić w spokoju; zadbać o to co jest potrzebne, ale też wykorzystać ten czas do zrobienia czegoś na co wcześniej brakowało nam czasu. Można zdecydować, że czas ten spędzimy kreatywnie, zamiast całymi dniami śledzić kolejne wiadomości w necie i tv, i karmić się lękiem, nakręcać swój stres i poczucie zagrożenia. Bo to zależy od naszej decyzji czy ulegniemy panice, czy zachowamy spokój i równowagę.

Minimalizm – przemyślenia

Tak się zastanawiałam ostatnio nad minimalizmem – aby mieć mniej rzeczy i stawiać na jakość zamiast ilość, aby ograniczyć konsumpcję i poprzestać tylko na tym co najpotrzebniejsze. I jest to dla mnie ciekawa filozofia, bo lubię upraszczać, a nadmiar rzeczy zawsze mnie przytłaczał. A ponieważ żyję w dużym mieście, więc moja uwaga jest nieustannie rozpraszana przez dźwięki, obrazy, a przede wszystkim reklamy. Wokół jest mnóstwo bodźców i nacisk zbiorowej świadomości ludzi na to aby kupować więcej, zarabiać więcej, dostosować się do wymogów obowiązujących trendów. A ja wiem, że w tym nie odnajdę szczęścia, tylko wieczne niespełnienie.

A gdy obrastamy zbędnymi rzeczami, niepotrzebną wiedzą, to tracimy to co najbardziej cenne. Przestajemy czuć siebie, gubimy się w tym ogromie rzeczy materialnych. I zapominamy, że jesteśmy czymś dużo ważniejszym niż ciało i potrzeby posiadania. Jesteśmy świadomością, istotą czującą, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, a popadamy w niewolę – bo w pewnym momencie to przedmioty zaczynają nas posiadać, a nie my ich. Zaczynamy pracować więcej aby móc je utrzymać, i oddajemy coraz więcej czasu na zajmowanie się nimi.

I tu potrzebna jest równowaga. Bo nie chodzi o to aby nic nie mieć, ale aby mądrze korzystać. Warto być świadomym manipulacji, jakiej poddają nas media i nie ulegać temu. Nie musimy mieć tego co najnowsze, najlepsze, najmodniejsze. Nie musimy dopasowywać się do świata i podwyższać swojego statusu społecznego. Wystarczy że wiemy kim jesteśmy i co jest dla nas najważniejsze.

Lubię podróżować pociągiem

13x

14x12x W pociągu dobrze się myśli, dobrze się śpi, można poznać ludzi, można poczytać książkę. Zdecydowanie jak do tej pory jest to mój najbardziej ulubiony środek lokomocji. Trochę tak jak pokój, który przemieszcza się w przestrzeni.