Od pewnego czasu bardzo mocno czuję temat miłości. Ale nie takiej romantycznej, do jednej konkretnej osoby. Chodzi mi o Miłość, która jest bardziej stanem bycia, odczuwania świata i innych ludzi. Coś co jest bardzo żywe i piękne, ale trudno mi ująć to w słowa.
Jest czymś co daje nie oczekując niczego w zamian; chce największej radości i szczęścia dla każdego stworzenia; chce służyć innym i pomagać przechodzić im przez trudne chwile; chce chronić i opiekować się tym co słabe i bezbronne; i po prostu być obecnym gdy ktoś będzie tego potrzebował.
Tak sobie myślę, że Miłość jest najpiękniejszą i najpotężniejszą siłą we wszechświecie. I miłość wszystko czego się dotknie czyni pięknym. Oczywiście tylko ta prawdziwa, autentyczna, bezinteresowna…
Po naszej śmierci nie będzie się liczyło ile mieliśmy pieniędzy, albo jakie tytuły naukowe, ale ważne będzie tylko to ile miłości okazaliśmy innym. I nawet nie będzie specjalnie istotne ile sukcesów osiągnęliśmy w życiu, ale ile miłości było w tym co robiliśmy.

