Dużo ostatnio podziałów na to co męskie i żeńskie. A ja zastanowiłam się czym dla mnie jest kobiecość.
I jak zwykle nie chodzi mi o to co powierzchowne i widoczne na pierwszy rzut oka, czyli to jak mężczyźni opisują w uproszczeniu kobiety; idealne wymiary, biust, pośladki, nogi.
Chodzi mi o to co nieuchwytne… Niepowtarzalne… Subtelne…
Bo chodzi mi o to piękno, które jest w kobiecości. Przyglądam się temu i widzę, że taka kobiecość w obrazie przypomina mi rzekę. Emanuje spokojem i cieszy się swoją kobiecością, ale potrafi być też dzika i żywiołowa.
Prawdziwa kobiecość zachwyca, dlatego zasłużenie przyjmuje komplementy. Nie jest niepewna, bo zna swoją wartość i wyjątkowość.
Czuje radość gdy czuje się piękna i może sobą obdarowywać innych. Bo jej obecność jest darem i przyjemnością jest patrzeć na nią i z nią przebywać.
Nie pozwala się zaszufladkować i wstydzić się tego, że jest i zwraca na siebie uwagę.
Nie ma potrzeby niczego udowadniać. Nie interesują jej porównywania do innych kobiet. Jest wolna od zazdrości.
I to wcale nie znaczy, że jest lepsza. Że jest idealna. Bo nikt nie jest.
Ale czerpie radość z tego jaka jest. A jej oczy błyszczą i są żywe.
I czasami ma w sobie jakąś delikatność, eteryczność jak Audrey Hepburn. A czasami ma siłę i magnetyzm jak Marlena Dietrich. A innym razem emanuje ciepłem i mądrością jak Anna Dymna.
Wiele jest kobiet, które inspirują i fascynują. Bo kobiecość ma wiele twarzy i zachwyca właśnie tą różnorodnością. I w tym jest jej piękno…