Ogródkowe wyzwania

Byłam dzisiaj w ogródku u moich rodziców, a właściwie w moim ogródku, bo dostałam go od nich abym mogła urządzać go po swojemu.

Na wiosnę postanowiłam spróbować czegoś czego jeszcze nie robiłam: Sadzenia warzyw, które nadawałyby się do jedzenia. Ogród jest prawie w centrum Warszawy więc nie nastawiałam się na duże ilości. I nie wiem czy byłyby zdrowe, ale chciałam zobaczyć czy to jest trudne wyhodować coś samemu.

Pierwszym pomysłem były pomidorki koktajlowe. Z kilkunastu nasionek posadzonych w doniczkach na parapecie wyrosło mi tyle sadzonek, że zostawiłam sobie tylko trzy, a resztę porozdawałam prawie wszystkim moim znajomym. I to była dobra decyzja, bo z małych roślinek wyrosły krzaki pomidorów, pełne kwiatów, a później małych, smacznych owoców.

I u każdego rosły trochę inaczej. U mnie zaczęły wcześnie, jak w szklarni, ponieważ stały w dużych donicach przy dużym oknie w mieszkaniu. Inni posadzili swoje maleństwa w duże donice na balkonach. Jedna z moich znajomych zaniosła swoją sadzonkę na działkę mamy. Ja też dałam moim rodzicom małe pomidorki, które włożyli do ziemi – i ich plony były najobfitsze.

W tym roku posadziłam też na trawnikowym ogródku ogórki, paprykę, cukinię i kukurydzę. Tak po 2 sztuki. I obfitość była ogromna. Szczególnie ogórków. To pewnie przez te letnie deszcze.

Niestety, obficie rozmnażały się też ślimaki (całe szczęście w skorupkach) i zjadły sadzonki papryki i jedną młodą sadzonkę cukinii. Na przyszłość muszę się nauczyć jak chronić moje uprawy.